Ostatni żołnierz polskiego podziemia niepodległościowego Józef Franczak „Lalek”, „Laluś” (1956-1963).
A gdy otworzono trumnę, okazało się, że nie ma w niej głowy. Nikt nie potrafił odpowiedzieć rodzinie, co się z nią stało.
Stoimy z Markiem Franczakiem przy grobie „Lalka” w Piaskach. Pół wieku temu zginął jego ojciec, ostatni polski partyzant. – Nic mi po nim nie zostało, poza ludzką pamięcią – szepce Marek. – I jeszcze coś. Medalik, który zostawił u pewnej kobiety, zanim go złapali. Miał po niego wrócić, ale nie wrócił. Ta pani długo mnie szukała, żeby mi go oddać. I odtąd zawsze mam go przy sobie.
Był przedwojennym żołnierzem zawodowym. Po napaści na Polskę przez ZSRR 17 września 1939 r. został aresztowany przez władze sowieckie na Kresach, ale nie trafił do Katynia tylko dlatego, że uciekł z transportu, który wiózł do Ostaszkowa polskich jeńców wojennych.
Po wojnie na Lubelszczyźnie brał udział w oddziale partyzanckim antysowieckim, antykomunistycznym pod dowództwem mjr–a Hieronima Dekutowskiego „Zapory”, a po aresztowaniu tego dowódcy, który został skazany na karę śmierci walczył nadal pod dowództwem kpt Stanisława Kuchciewicza.
„Zaporczycy” walcząc o niepodległą Polskę, wolną od okupanta sowieckiego mścili się za pomordowanych w Katyniu i innych miejscach kaźni polskich oficerów, a także zamordowanych komendantów, żołnierzy AK, NSZ, WIN oraz skazanych w Moskwie członków Rządu Polskiego Państwa Podziemnego.
Po zamordowaniu kolejnych „Zaporczykow” był najdłużej ukrywającym się partyzantem – „żołnierzem wyklętym”. Wydany na skutek zdrady nie złożył broni lecz poległ 21.10.1963 r. z ręki funkcjonariusza Urzędu Bezpieczeństwa PRL.
Na tablicy na jego grobie widnieje napis:
„Poświęcił życie za wolność Ojczyzny, której nie doczekał”.
Czerwiec ’39. „Laluś” (po prawej) jako żołnierz żandarmerii Wojska Polskiego. (fot. Wystawa IPN O/Lublin)
Oczy miał takie błękitne, że całe niebo w nich zobaczyłam. Nigdy wcześniej tak pięknego mężczyzny nie spotkałam.
Gdy mnie schwycił za rękę , to myślałam, że padnę trupem. Ze szczęścia, ale też trochę ze strachu, bo nosił pistolet. A jednak wieczór w wieczór chodziłam do jego kryjówki i zanosiłam mu kolację. Tak, jak teraz chodzę na jego grób.
21 października 1963 roku. Majdan Kozic Górnych pod Piaskami. 37 funkcjonariuszy ZOMO i SB otacza stodołę Wacława Becia. Tutaj ukrywa się poszukiwany od lat Józef Franczak, ps. „Lalek”, „Laluś”. Komunistyczne władze są zdeterminowane: chcą mieć go żywego lub martwego.
ZOMO otwiera ogień, „Lalek” nie ma szans.
Ginie po serii z kałasznikowa.
Na tę chwilę bezpieka czekała 18 lat. Dokładnie tyle grał im na nosie człowiek równie znienawidzony przez komunistów, co otoczony hołdem przez zwykłych ludzi; znajomych i obcych dla których pozostał legendą; ostatni polski partyzant.
– Na czym polegała wyjątkowość „Lalusia”, dzięki której tak długo udało mu się przetrwać w podziemiu? W aktach ubeckich tego nie ma, a przecież oni wiedzieli o nim najwięcej – uśmiecha się dr Sławomir Poleszak z lubelskiego oddziału IPN.
– Podobno był bystry i inteligentny. Życzliwy i ciepły wobec ludzi. Zadbany i elegancki, skąd prawdopodobnie wziął się jego pseudonim. Miał po prostu to „coś”.
Korzenie
1918 rok, rodzi się pokolenie Kolumbów.
W Majdanie Kozic Górnych na świat przychodzi Józef Franczak. Jego rodzice mają niewielkie gospodarstwo i jeszcze 5 dzieci na utrzymaniu. Józek kończy siedem klas szkoły powszechnej w Piaskach, ale choć zdolny – może najzdolniejszy ze wszystkich dzieci – nie ma szans na dalszą naukę, bo rodziców na to nie stać. Zgłasza się do Szkoły Podoficerskiej Żandarmerii w Grudziądzu. O tym, co dzieje się z nim po wybuchu wojny, wiemy niewiele. Na pewno walczył w ’39 roku na Kresach Wschodnich, na pewno był w sowieckiej niewoli z której szybko uciekł.
Potem działał w ZWZ.
Marzec ’45. „Lalek” (w środku) w II Armii Wojska Polskiego tuż przed dezercją. (fot. Wystawa IPN O/Lublin)
Dezerter
– Po wkroczeniu w 1944 r. Armii Czerwonej do Polski „Laluś” został wcielony do „ludowego” Wojska Polskiego – opowiada Poleszak. – Jego oddział został skierowany do Kąkolewnicy.
Tam stacjonował w tym czasie sąd polowy, który skazywał na śmierć żołnierzy AK.
Czy „Lalek” był naocznym świadkiem polskiego Katynia w Kąkolewnicy?
Czy bał się, że podzieli los kolegów z AK?
Tego nie wiemy. Wszystko wskazuje jednak na to, że kąkolewnicka rzeź nie pozwoliła mu dłużej służyć w szeregach bratobójczego polskiego wojska. I to prawdopodobnie zaważyło na jego dalszym życiu.
„Lalek” dezerteruje.
Ukrywa się w wielu miastach w Polsce. W ’46 roku wraca na Lubelszczyznę, w
rodzinne strony. I wpada w ręce ubeków. Podczas transportu z rąk „Lalka” i jego kolegów ginie 4 strażników. Kilka miesięcy później broniąc się przed aresztowaniem „Laluś” zabija komendanta posterunku MO w Rybczewicach i żołnierza. Dołącza do oddziału partyzanckiego kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka”.
Już wtedy ubecy mówią o nim: „Ten bandyta”.
Niezłomny i osaczony
1947 rok. Narada dowódców patroli. „Lalek” trzeci od lewej (w kapeluszu) (fot. Wystawa IPN O/Lublin)
Franczak doskonale wie, jakie zarzuty na nim ciążą. Gdy w ’47 zostaje ogłoszona amnestia, nie ujawnia się. Zostaje w konspiracji.
Dr Poleszak tak to tłumaczy: Po pierwsze, nie wierzył komunistom, a ogłoszoną amnestię uważał za kolejny podstęp. Może też nie chciał iść na ich łaskę, wiedząc, że zgodzenie się na ich warunki, byłoby równoznaczne z rezygnacją z własnych przekonań. Z wolności. To był typ człowieka niezłomnego, walczącego do końca. Dla którego lepsza śmierć niż gnicie w ubeckich kazamatach.
Kolejne miesiące to wciąż podziemna walka z komunistami. Zasadzki i wykonywanie wyroków na funkcjonariuszach UB i MO. Rozpracowywanie kapusiów. Brawurowe ucieczki przed ubekami. Tak do ‘48 roku, gdy patrol „Lalusia” zostaje rozbity.
– On sam miał coraz większe poczucie osaczenia, osamotnienia, wręcz zaszczucia – mówi Poleszak. – Coraz więcej osób szło na współpracę z komunistami, coraz bardziej ubecy deptali „Lalkowi” po piętach. Czy miał poczucie beznadziejności swojej sytuacji? Na pewno wiedział, że musi się ukrywać. Dotąd, aż w Polsce przestaną rządzić komuniści.
Siatka
Po ‘48 „Lalek” zaczyna ukrywać się w samotności. Jego dowódca „Uskok” kryjówkę znajduje w bunkrze. Franczak ma inny pomysł: postanawia przemieszczać się z miejsca na miejsca tak, by zręcznie umykać przed pułapkami ubeków. Organizuje to w sposób precyzyjny. Na Lubelszczyźnie, w rodzinnych stronach tworzy sieć współpracowników, którzy znajdują mu wciąż nowe miejsca do zamelinowania. Tę siatkę ok. 200 osób tworzą jego dawni koledzy ze szkoły, sąsiedzi z rodzinnych stron Majdanu Kozic Górnych. Znajomi, ale też obcy dla niego ludzie. Rolnicy, nauczyciele, lekarze. Udzielają mu schronienia, karmią i… ryzykują długoletnim więzieniem za ukrywanie „bandyty”. Dla wielu to prawdziwy zaszczyt „gościć” u siebie kogoś takiego.
– Był człowiekiem niezwykle bezpośrednim, łatwo nawiązywał znajomości – tłumaczy Poleszak. – Uśmiechnięty, ciepły, serdeczny. Zjednywał sobie ludzi, dzięki czemu mógł liczyć na ich pomoc.
1944 rok. „Laluś” z Anną Hołotą w Żukowie. (fot. Wystawa IPN O/Lublin)
Oczy czarne, oczy niebieskie
Gdy „Lalek” zaczyna się ukrywać ma 30 lat. Jest przystojny, i mimo trudnych warunków życia zawsze starannie ubrany, ostrzyżony i ogolony. Nosi przy sobie broń, a o jego „wyczynach” krążą legendy. Czego więcej trzeba, żeby łamać kobiece serca?
– Oczy miał takie błękitne, że całe niebo w nich ujrzałam. Takie spojrzenie przeszywające na wskroś, aż mnie dreszcze przeszły – wspomina Marta Kowalska.
Wola Piasecka, ’47 rok. To tutaj u kuzyna Kowalskich, Zdzisława Stanickiego ukrywa się na stryszku nad stodołą „Laluś”. To tutaj zagląda coraz częściej starsza siostra Marty. Od niej Marta dowiaduje się o tym ślicznym „Lalku”, któremu siostra zanosi wieczorem jedzenie. – No, sympatyzowała z nim, można powiedzieć – wspomina pani Marta. – Ale ja też zaczęłam wieczorami do niego biegać z kolacją. Nigdy wcześniej tak pięknego mężczyzny nie spotkałam. Gdy mnie schwycił za rękę, to myślałam, że padnę trupem. Ze szczęścia, ale też trochę ze strachu, bo nosił pistolet.
Jest też Krystyna Nowak spod Piask, która w oczach „Lalka” zakochała się bez pamięci. Choć pamięta je nieco inaczej niż pani Marta. – Czarne były jak dwa węgle – szepce 80-letnia kobieta. – Pamiętam je, bo takich oczu zapomnieć nie można. Człowiek był jak zaczarowany. Ileż to ja nocy przez te jego oczy nie przespałam…
Miłość
W tym samym czasie „Lalek” poznaje Danutę Mazur. Jej ojciec, podobnie jak wielu okolicznych gospodarzy w Wygnanowicach bierze na nocleg „Lalusia”. Młodsza o 10 lat od niego Danuta z czasem zostaje łączniczką między nim a „Uskokiem”. I zakochuje się w nim bez pamięci. – Był przystojny i mądry – wspominała tuż przed śmiercią Danuta Mazur (zmarła w 2007 roku). – Pięknie opowiadał. Tak pięknie, że każdy mu wierzył…
Spotykają się w tajemnicy przed rodziną Danuty. W polu, w lesie, z daleka od ludzi. Ten ukryty romans trwa wiele lat. Ludzie traktują ich jak normalne małżeństwo. Dzięki Danucie „Laluś” wie, co się dzieje na świecie. I przekonuje ją: kolejna wojna już blisko. Komunizm musi się skończyć. A wtedy będę się mógł ujawnić.
Nie dam się im
W 1956 roku komunistyczny rząd ogłasza kolejną amnestię. Koledzy Franczaka z AK wychodzą na wolność. To ostatnia szansa, żeby się ujawnić. Danuta prosi ukochanego: Zgłoś się, zacznijmy wreszcie żyć jak ludzie. Ale „Laluś” kalkuluje: jest ścigany za zabicie kilkunastu funkcjonariuszy UB, MO, ORMO. Do tego „dorobiono” mu udział w rabunkowych napadach.
„Dostanę dożywocie. Jeśli wcześniej nie zginę „przypadkiem” w trakcie przesłuchania – miał powiedzieć swojej narzeczonej. – Dlatego nie mogą mnie dostać. Nigdy”.
To twój tato
W ‘58 rodzi się Marek, syn „Lalka” i Danuty. – Wszyscy po cichu mówili, że „Lalek” ma gdzieś dziecko we wsi – wspomina Marta Kowalska. – I nikogo to nie dziwiło.
Małego Marka wychowuje matka i dziadek. Oficjalnie jego ojciec jest nieznany. Bo „Lalek” doskonale wie, że to właśnie syn może go zdekonspirować. Dlatego jest ostrożny. Do Marka zagląda tylko w nocy, gdy ten już śpi. Nie pozwala Danucie opowiadać dziecku o sobie, bojąc się, że bezpieka może to wykorzystać.
– Nie pamiętam taty – mówi Marek Franczak. – Za malutki byłem, żeby mieć jakieś wspomnienia. No, może jedno, jak przez mgłę… Poszliśmy z mamą w pole, pod las. Tam ze stogu siana ktoś wystawił rękę. To twój tato, powiedziała do mnie mama.
Spalony „Pożar”
Gdy rodzi się Marek, SB od wielu lat bezskutecznie próbuje zdekonspirować jego ojca. Rozpracowanie o kryptonimie „Pożar” rozpoczęte formalnie w 1951 roku to jedna z najbardziej spektakularnych akcji bezpieki.
I jedna z najbardziej ją kompromitujących.
Aby dotrzeć do „Lalusia” SB rozpracowuje całe jego środowisko: rodzinę, znajomych, mieszkańców wiosek, w których się ukrywał.
Łącznie kilkaset osób.
W domach sióstr Franczaka funkcjonariusze montują aparaturę podsłuchową, z której jednak – na skutek awarii – nie ma żadnego pożytku. Na podsłuchu jest też dom Danuty Mazur. Bez skutku. Zdesperowani esbecy wiele tygodni koczują u sąsiadów Mazurów czekając, aż pojawi się „Laluś”. Z tego także nic nie wychodzi. Milicjanci podsuwają małemu Markowi cukierki, pytając, gdzie jest jego tatuś.
– A skąd ja to mogłem wiedzieć? – uśmiecha się syn „Lalusia”. – Nie miałem pojęcia, kim naprawdę jest mój ojciec.
Nie dotrzemy do niego
Wreszcie spośród osób z terenu na którym ukrywa się „Lalek”, SB werbuje agenturę mającą pomóc w jego ujęciu.
– SB zbierała kompromitujące materiały o ludziach i grożąc ich ujawnieniem zmuszała do współpracy – opowiada Sławomir Poleszak. – Oficjalnie udało się ustalić 27 tajnych współpracowników zwerbowanych w sprawie „Lalusia”. Ale wiele wskazuje na to, że osób współpracujących z SB mogło być nawet ponad 100.
Tyle że na niewiele się to zdało. Bo „agenci” albo sami przyznawali się „Lalkowi”, że zostali zwerbowani, albo jakimś sposobem on sam się o tym dowiadywał. I agent był dekonspirowany. Jeszcze inni prowadzili podwójną grę: utwierdzali SB w przekonaniu, że z nimi współpracują, o wszystkim informując „Lalka”.
Skąd tak wielka lojalność wobec „Lalusia”?
Poleszak: Bo w czasach najgłębszego komunizmu był uosobieniem pragnień ludzi o wolności.
Z raportu mjr. Juliana Pasztelana, z-cy komendanta powiatowego ds. SB w KP MO w Lublinie: „Oceniając możliwości tajnych współpracowników na podstawie dotychczasowej pracy z nimi stwierdza się, że przy ich pomocy nie jesteśmy w stanie dotrzeć bezpośrednio do bandyty. (…)”
„Michał”
Początek 1963 roku. Stanisław Mazur, kuzyn Danuty, jest stolarzem, ma czworo małych dzieci. W Wygnanowicach, niedaleko Danuty, mieszka jego matka. On zaś buduje dom na Wapiennej w Lublinie.
To człowiek, który, jak wielu z tych stron, „Lalka” spotykał kilkakrotnie. To także człowiek, którego bezpieka typuje na tajnego współpracownika, który im „Lalka” wystawi.
Wiedzą o nim wszystko. Także to, co Mazur chętnie ukryłby przed światem. Każdy ma przecież takie tajemnice. – Wezwali go do komendy w Lublinie i powiedzieli, co na niego mają i jak to mogą wykorzystać – opowiada Poleszak. – Po kilku spotkaniach, często także przy wódce, zaproponowali mu współpracę. Nadali mu pseudonim „Michał”.
Gra
Zaczyna się precyzyjna gra operacyjna. Przez kolejne miesiące Mazur kilkakrotnie spotyka się z „Lalkiem”, a o tych spotkaniach informuje SB.
Tymczasem „Laluś” usiłuje zdobyć mundur milicjanta. Jest mu niezbędny, tak jak inne przebrania, np. kobiety, żeby bezpiecznie poruszać się po okolicy. Mazur przekonuje go, że ma dojścia i zdobędzie dla niego taki mundur. Potrzebuje jednak na to czasu. „Lalek” wierzy Mazurowi – nie ma powodów, żeby mu nie wierzyć. W końcu to kuzyn Danuty, miły, spokojny, taki swój człowiek.
Obława
20 października Stanisław Mazur donosi esbekom o tym, że widział „Lalusia” jadącego motocyklem. Po numerach docierają, że motocykl należy do Wacława Becia mieszkającego w Majdanie Kozic Górnych.
Są tam już następnego dnia. 37 funkcjonariuszy ZOMO i SB otacza stodołę, w której ukrywa się „Laluś”. Ten próbuje się im wymknąć. Udaje gospodarza idącego w pole, ale tym razem fortel zawodzi. Zaczyna się strzelanina.
„Laluś” ginie trafiony serią z kałasznikowa.
21 października 1963 rok. Zdjęcie pośmiertne Józefa Franczaka – tuż po zastrzeleniu w Majdanie Kozic Górnych. (fot. Wystawa IPN O/Lublin)
Kim jest ten pan
Esbecy ściągają siostry Franczaka, żeby zidentyfikowały zwłoki. – Nie znam go – miała odpowiedzieć jedna z nich. – A zresztą to chyba wy powinniście wiedzieć, kogo zabiliście.
Ciało zostaje przewiezione na sekcję do prosektorium Zakładu Medycyny Sądowej w Lublinie. Pani prokurator podejmuje decyzję, której do dziś nikt nie potrafi wytłumaczyć: „Laluś” zostaje pozbawiony głowy.
Zwłoki „Lalusia” esbecy każą pochować w bezimiennej mogile na cmentarzu komunalnym przy ul. Unickiej w Lublinie. Są przekonani, że nigdy nie zostaną odnalezione.
Piętno zdrajcy
Tymczasem nikt ze znajomych ani z rodziny „Lalusia” nie ma pojęcia, kto naprawdę go wystawił. Oskarżenie pada na Wacława Becia. Wszyscy w okolicznych wsiach są przekonani, że to on wydał ukrywającego się u niego w stodole partyzanta. Bezpiece ta wersja jest bardzo na rękę. Chcą, by Mazur wciąż dla nich pracował.
Beć najpierw idzie na 5 lat do więzienia za pomaganie „bandycie”. A potem, aż do śmierci w 1994 roku nosi na czole piętno zdrajcy.
Mazur umiera dwa lata później. Do końca życia cieszy się nieposzlakowaną opinią.
Judaszowe srebrniki
Prawda o tym, kto rzeczywiście zdradził, wychodzi na jaw dopiero w 2005 roku. Dr Sławomir Poleszak dociera do teczki tajnego współpracownika SB o pseudonimie „Michał”. Znajduje w niej oryginał pokwitowania odbioru pieniędzy od SB podpisany przez Stanisława Mazura.
Za wystawienie „Lalusia” Mazur dostał 5 tys. zł. Pięć średnich robotniczych pensji.
– To było dla mnie szokujące odkrycie – przyznaje Poleszak. – Byłem, podobnie jak inni, przekonany, że „Lalusia” zdradził Beć. A okazało się, że za wszystkim stał Mazur. Ten miły, spokojny, przyzwoity człowiek.
Bandycki pomiot
– Mama podejrzewała od początku, że to Mazur wydał tatę – mówi Marek Franczak. – Ale nikt nic nie wiedział na pewno. Żadnych dowodów nie mieliśmy. To była przecież rodzina…
Syn „Lalusia” nie miał lekkiego życia po jego śmierci. – Nie dość, że brakowało mi ojcowskiej ręki, to ileż za „tego Franczaka” w tyłek jako dziecko zebrałem – wspomina. – A to mnie na posterunek milicji wzywali, a to w szkole mnie nauczyciel historii gnębił. Mówili, że tato był pospolitym rabusiem. A ja to takie bandyckie nasienie.
Gdzie jest głowa
Marek mieszka dziś w Chełmie. Jest górnikiem w Bogdance. Działa w górniczej „Solidarności”. Nazwisko ojca nosi od 1992 roku.
– Wystąpiłem do sądu, by po latach poczuć się naprawdę jego synem – tłumaczy. – Podobno mam jego pogodną naturę i życiowy optymizm. Na pewno takie same poglądy. Ważna jest dla mnie prawda, wolność, sprawiedliwość.
Zamysł bezpieki, by nikt nigdy nie dotarł do mogiły, w której spoczywa „Lalek”, nie powiódł się. Pracownik cmentarza na Unickiej zdradził rodzinie miejsce pochówku słynnego partyzanta. Dwadzieścia lat po śmierci „Lalka”, na fali solidarnościowej odwilży jego siostry przeniosły zwłoki do rodzinnej mogiły na cmentarzu w Piaskach.
Gdy otworzono trumnę, okazało się, że nie ma w niej głowy. Nikt nie potrafił odpowiedzieć rodzinie, co się z nią stało.
Taki mężczyzna
21 października 2008 roku. Stoimy z Markiem Franczakiem przy grobie „Lalka” w Piaskach. Pół wieku temu zginął jego ojciec, ostatni polski partyzant. – Nic mi po nim nie zostało, poza ludzką pamięcią – szepce Marek. – I jeszcze coś. Medalik, który zostawił u pewnej kobiety, zanim go złapali. Miał po niego wrócić, ale nie wrócił. Ta pani długo mnie szukała, żeby oddać mi go oddać. I odtąd zawsze mam go przy sobie.
Marta Kowalska przychodzi na grób „Lalka” co roku, czasem nawet częściej. Była nastolatką, gdy poznała „Lalusia”. Widziała go ledwo kilka razy, jak przez mgłę, ale pamięta do dziś. – Samo niebo z jego oczu płynęło – uśmiecha się smutno. – Nigdy ich nie zapomnę. Takie to były oczy.
Współpraca
dr Sławomir Poleszak
Źródła:
S. Poleszak „Józef Franczak 1918-1963” w „Konspiracja i opór społeczny w Polsce 1944-1956”.
Tom 3. IPN 2007;
S. Poleszak „Kryptonim Pożar. Rozpracowanie i likwidacja ostatniego żołnierza polskiego podziemia niepodległościowego Józefa Franczaka „Lalka”, „Lalusia” (1956-1963) w „Pamięć i Sprawiedliwość” IPN Warszawa, 2 (8) 2005.